Bez kategorii   -  To jest moja misja. To jest moje wyzwanie. Rozmowa z Dominiką Polak, instamatką i blogerką

To jest moja misja. To jest moje wyzwanie. Rozmowa z Dominiką Polak, instamatką i blogerką

Macierzyństwo ją inspiruje. Jest dla niej siłą i dumą. Daje chwile radości, ale bywa też podszyte strachem. Dominika Polak, popularna instamatka i od niedawna blogerka, mówi nam o tym, co kocha w byciu matką, skąd u niej pasja do mody i jaką ważną misję ma teraz przed sobą.

Czym jest dla Ciebie macierzyństwo? Powołaniem, przyjemnością, wyzwaniem?

Macierzyństwo jest dla mnie całym moim życiem. Wszystko, co robię, robię z myślą o Nadii i Ignasiu. To oni mnie napędzają, aby być jak najlepszą wersją samej siebie. Zdaję sobie sprawę, że jestem dla nich wzorem do naśladowania. Dlatego też macierzyństwo jest z tej perspektywy dla mnie wyzwaniem. Wiem, że muszę mu sprostać, jak najlepiej potrafię. Wychowanie dzieci jest oczywiście przyjemnością. Ba! Jest największym szczęściem, jakie mnie spotkało. Uwielbiam obserwować, jak moje dzieci się rozwijają, rosną, ale wiem, że muszę od samego początku przekazywać im pewne wartości, że muszę ich wychować na porządnych ludzi. To dom rodzinny, który im tworzymy, ukształtuje ich na całe dalsze życie. Uwielbiam spędzać z nimi czas. Kocham zabawę z nimi. Uśmiech
i szczęście, które widzę na ich twarzach. Nadia ma prawie trzy latka, dużo więcej już rozumie. Mamy coraz więcej wspólnych „dziewczęcych” spraw. Widzę, jak ona mnie naśladuje, jak obserwuje i potem powtarza. To powoduje, że bardzo staram się, aby być dla niej przykładem. Wierzę mocno i dążę do tego, aby moje dzieci były najszczęśliwsze na świecie, aby zawsze wiedziały, że jesteśmy dla nich. Muszą żyć z poczuciem, że są dla nas najważniejsze. Jednocześnie chcę, aby jako rodzeństwo dorastali z przekonaniem, że pomimo tego, że są bratem i siostra, są także swoimi najlepszymi przyjaciółmi.

Na Twoim profilu na Instagramie pojawia się mnóstwo fantastycznych  stylizacji dziecięcych. Co bardziej Cię inspiruje i co sprawia więcej frajdy – moda dorosłych czy dzieci? Skąd takie zamiłowanie?

Od kiedy pamiętam, uwielbiałam wszystko, co związane jest z modą. Jako mała dziewczynka kupowałam mnóstwo czasopism i czytałam o modzie, o świecie za granicą, o pokazach mody, modelkach i aktorach. Uwielbiałam to! Do dziś mam w domu biografię Anny Vintour, w której jako nastolatka na pierwszej stronie napisałam: „Kiedyś będę pracować w Vogue”. Plany się zmieniły, ale kto wie? Może moje dziecięce pragnienie kiedyś się spełni (śmiech). Potrafiłam godzinami oglądać MTV i obserwować, jak ubierają się artyści w teledyskach. Zawsze mnie to fascynowało i dawało mnóstwo radości. Jako małe dziewczynki, razem z moją kuzynką, tworzyłyśmy suknie z firanek od babci i tańczyłyśmy do utworów Spice Girls. Co to były za piękne czasy!

Ale zamiłowanie do mody nie kończyło się tylko na stylizacjach z firanek? (śmiech)

Od zawsze zaczepiali mnie znajomi, czasami nawet obce osoby na ulicy, z pytaniem skąd mam konkretne rzeczy. Lubiłam ubierać się oryginalnie, lubiłam się wyróżniać. Teraz trochę złagodniałam. Nie jestem już tak odważna, jak kiedyś. Nadal jednak lubię mocne dodatki. W ogóle uważam, że to właśnie dodatki są kluczem do stworzenia niecodziennej i ciekawej stylizacji.

A dziś moda dziecięca czy moda dorosłych?

Fascynuje mnie moda jako taka. Tyle samo radości daje mi moda dziecięca, jak i moda damska. Nie umiem za to odnaleźć się w modzie męskiej. Fascynuje mnie, jak jednym dodatkiem można zmienić cały charakter stylizacji. Jak można łączyć nieoczywiste wzory lub kolory. To dla mnie przyjemność, ale… zaskoczę Cię! Nienawidzę chodzić po sklepach, nie lubię centrów handlowych. Zakupy najczęściej robię w Internecie. Bardzo wiele inspiracji znajduję na Instagramie. Wyszukuję okazji, wyprzedaży, przecen. Moda dziecięca jest dla mnie trudniejsza niż moda damska. Dziecko ma przede wszystkim czuć się swobodnie i wygodnie, a to powoduje, że czasami nie można „zaszaleć”. Może to
i dobrze – dziecko ma wyglądać jak dziecko. Nie możemy go przebierać. Za to znam wiele kobiet, które przemęczy się w szpilkach, aby zrobić dobre wrażenie.

Skąd decyzja o założeniu bloga? Twój Instagram cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Nie dawał Ci wystarczająco dużo satysfakcji? Jakie treści chcesz przekazać za pośrednictwem bloga?

Instagram daje mi mnóstwo satysfakcji, ale nie mogę za jego pośrednictwem przekazać wszystkiego, co bym chciała. Żyjemy w czasach, w których najważniejsze są obrazki. Ludzie nie wchodzą na mój profil, aby czytać, ale aby zobaczyć zdjęcia, inspirować się. Czasami też posłuchać, o czym mówię. Choroba Ignasia i bardzo częste pytania o te same kwestie spowodowały, że chciałabym opisać całą naszą historię dokładniej, niż przekazuję to na Instagramie. Wiem także, że fakt, iż otwarcie opowiadam o Ignasiu, daje dużo siły dziewczynom, które również mają chore lub niepełnosprawne dzieci, ale nie tylko! Dostaję mnóstwo wiadomości od dziewczyn, które nie zmagają się z żadną chorobą – że ich motywuję. Pokazuję im, że można.

Fakt, że skończyłam aplikację adwokacką i będę przygotowywać się do egzaminu zawodowego, spowodował, że pomyślałam, iż mogłabym również dzielić się swoją wiedzą w dziedzinie prawa. Nie będą to jednak wpisy typowo prawnicze, ale takie, które związane są z działalnością w social mediach. Wiem, że takie coś także jest potrzebne.

Kolejnym tematem na moim blogu będzie moda. Często uczestniczymy w sesjach zdjęciowych,
z których mam mnóstwo przepięknych zdjęć. Znam dziewczyny, które są właścicielkami wspaniałych marek dla dzieci. Chciałabym także więcej pokazać tej sfery naszego życia, która jest bardzo ciekawa. Często podczas samej sesji dzieje się tyle niesamowitych rzeczy, że można napisać wiele ciekawych historii z tym związanych.

Instagram będzie nadal dla mnie priorytetem. Blog traktuję jako dodatek pozwalający mi wyrazić to, czego nie będę mogła wyrazić za pomocą Instagrama. Poza tym uwielbiam pisać, a blog daje mi taką możliwość.

W jednym z wywiadów sprzed kilku lat mówisz: „Dzięki mamom niemowlaków obserwowałam, czego mogę się spodziewać w przyszłości, jak radzą sobie z macierzyństwem i wychowywaniem malutkiego dziecka. Dziewczyny, które miały termin zbliżony do mojego, dawały mi dużo wsparcia. Razem przeżywałyśmy ten cudowny czas. Z Instagrama odwiedzałam coraz częściej, poznawałam nowe, wspaniałe dziewczyny, czyli instaciocie”. W listopadowym wywiadzie dla WP Kobieta brzmisz już nieco inaczej. Boisz się opinii instamatek, głównie w kontekście decyzji dotyczącej zdrowia Twojego syna. Boisz się hejtu. Skąd taka rozbieżność?

Od zawsze powtarzam, że dziewczyny są dla mnie wielkim wsparciem. Nigdy zdania nie zmieniłam. Zmieniło się jednak moje życie. Kilka lat temu nie wiedziałam, że moje dziecko urodzi się z wrodzoną wadą. Nadal poznaję cudowne dziewczyny, kobiety. Jednak komentarze dotyczące zdrowia lub sposobu leczenia mojego dziecka są dla mnie czymś całkowicie odmiennym niż komentarze dotyczące kwestii mniej istotnych. Ludzie potrafią być okrutni, to wiemy wszyscy.

Przed nami proces leczenia Ignasia. Długotrwały proces, do którego przygotowujemy się od dnia jego narodzin. Robimy dla Ignasia wszystko co najlepsze. Konsultujemy się z najlepszymi specjalistami
w kraju i za granicą. Kiedy czytam, że robimy coś nie tak, lub ktoś w niewybredny sposób komentuje wadę naszego dziecka, wtedy wszystko to bardziej boli, niesamowicie dotyka. Dodam jednak, że ze zjawiskiem hejtu spotykam się jedynie z kont fikcyjnych. Nikt nie ma tyle odwagi, aby napisać mi coś takiego osobiście. Są to bardzo rzadkie przypadki, na szczęście. Dziewczyny, które mnie obserwują, są najcudowniejsze na świecie. Jestem szczęśliwa, że są ze mną. Zawsze mnie wspierają, zawsze napiszą dobre słowo. Może to dziwnie zabrzmi, ale ja czuję, że one naprawdę kochają Ignasia i chcą dla niego jak najlepiej. Są z nami. Na dobre i na złe. Zaznaczę jedynie, że wywiad dla Wirtualnej Polski skupiał się jedynie na negatywnych skutkach prowadzenia konta na Instagramie, taki był zamysł autorki, być może dlatego wydźwięk może być rozbieżny z tym, co mówiłam wcześniej.

Przyznajesz, że na początku, kiedy dowiedziałaś się o chorobie syna, byłaś w szoku. Czytając na blogu Twój tekst z pierwszych dni lutego, natychmiast poczułam, że nie jesteś z nią pogodzona, że ona bardzo Ci doskwiera. To naturalne.  Ale czy nie budzi się w Tobie też pewnego rodzaju poczucie misji? Teraz otwarcie mówisz o chorobie Ignasia. Mam wrażenie, że chcesz zadziałać na świadomość ludzi, otworzyć im oczy na pewne rzeczy. To także wymaga odwagi!

Wiadomość o tym, że Twoje dziecko rodzi się chore, powoduje, że człowiek musi poradzić sobie ze skrajnymi emocjami. Wpis o pierwszym dniu po porodzie był bardzo osobisty. Chciałam go napisać, bo była to dla mnie forma terapii. Musiałam nazwać swoje emocje, wyrzucić je z siebie. To oczywiste, że kiedy rodzi się dziecko z wadą, w głowie pojawiają się tysiące pytań. Także pytanie „dlaczego?”. Choroba Ignasia mi nie doskwiera, absolutnie! Czy jestem z nią pogodzona? Wydaje mi się, że tak. Ale czy tak naprawdę rodzic potrafi pogodzić się z tym, że jego dziecko rodzi się chore? Wiem jedno. Ignaś będzie biegał, to tylko kwestia czasu. Zrobimy wszystko, aby tak było. Pierwsze Twoje pytanie brzmiało, czy wychowywanie to wyzwanie? W tym przypadku tak! My musimy go wyleczyć, a on musi być pewny siebie, sprawny i samodzielny. To właśnie on musi pogodzić się z tym, że urodził się z wadą. To on musi być szczęśliwy sam ze sobą, bo to on się z nią zmaga. Nigdy nie może się siebie wstydzić. My będziemy z nim i będziemy go wspierać. Zawsze. Dla nas jest najlepszy, najpiękniejszy. Nigdy się go nie wstydziłam, nigdy nie ukrywałam. Nie mam czego. Dla mnie jest idealny, a wada za kilka lat będzie tylko wspomnieniem.

Czy mam poczucie misji? Chyba tak. Chcę, aby jak najwięcej osób dowiedziało się, czym jest hemimelia fibular. Chcę, aby ta wada nie była czymś niezwykłym. Chciałabym, aby ludzie, którzy widzą dziecko z taką wadą, nie wpatrywali się w nie, żeby wiedzieli, co to jest. Na czym ta wada polega. Chcę pokazać innym, że osoby niepełnosprawne nie są inne. Są takie same jak my. Nadal dziwi mnie, kiedy ktoś mówi, że lubi obserwować nasz profil, bo pokazuje Ignasia w „normalny sposób”. A w jaki sposób miałabym go pokazywać? Nawet nie umiem sobie tego wyobrazić.

Wspominałam powyżej, że zdaję sobie sprawę, że motywuję wiele osób. Nie załamałam się. Walczę o sprawność Ignasia. Nie płaczę, nie oczekuję współczucia. Działam. Nie poddaję się. Nigdy się nie poddam. I wiem, że on także. To wyniesie z domu rodzinnego. Wolę walki, pewność siebie
i niesamowitą miłość. To jest moja misja. To jest moje wyzwanie.

0
Search icon
rêver Sabina Hajdo – Piórek