blog   -  Miłość pachnąca racuchami

Miłość pachnąca racuchami

Życie to najcenniejsze co otrzymujemy i co tak łatwo możemy stracić. Dlaczego o tym piszę?!  Był czas kiedy czułam, że tracę życie mojego dziecka. Moja starsza córka Zosia mając 2,5 roku zachorowała na białaczkę limfoblastyczną. Nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy niosłam ją na rękach, przekraczając próg oddziału onkologicznego. Diagnoza była jak wyrok. Najpierw badania krwi, potem szpiku. Nie mogliśmy w to uwierzyć…bo niby jak to możliwe, że „moje dziecko choruje na raka?!”. Kiedy lekarz przyszedł nam oznajmić, że jeszcze dziś zaczynamy leczenie Zosi moje złudne myśli, że to z pewnością nic poważnego, stały się koszmarem dla całej naszej rodziny. Chemioterapia, leki, które musiała przyjmować każdego dnia (smak okropny, każdy syrop próbowałam żeby móc przewidzieć jej reakcję). I „te” dzieci, które tak jak nasza ukochana córeczka walczyły z „potworem”. Byłam przy niej 24h na dobę, widziałam i słyszałam rzeczy, których nikt, a już na pewno rodzic nie powinien widzieć. Bałam się o nią i o jej życie. Były momenty bardzo ciężkie, choć przy niej nigdy nie uroniłam ani jednej łezki. Byłam silna dla niej. Nie chciałam żeby wiedziała z jak ciężką chorobą się zmaga.

24 grudnia 2015 roku. Wigilia. Nagle wchodzi lekarz i oznajmia, że organizm Zosi po chemii zregenerował się w takim tempie, że możemy mówić o cudzie i święta spędzić w domu. Radość była nie do opisania, niczym wygrana w totolotka. Wchodzimy do domu, mój mąż zadbał o wszystko. Była najpiękniejsza choinka, najpyszniejszy karp i cudowne prezenty, które Zosia rozpakowywała przez najbliższe dwie godziny. Dla nas były to święta idealne…

Cały ten czas sprawił, że wszystko co mam doceniam jeszcze bardziej. Uwieczniam na zdjęciach te nasze chwile radości, by móc do nich wracać i wspominać. Kiedyś ktoś do mnie napisał: „dlaczego Pani na swoim instagramowym profilu opisuje wszystko z perspektywy idealnego życia? Życie nie jest ładnym zdjęciem z dorysowanym uśmiechem!!” – A no nie jest! To prawda! Ale od nas zależy z jakiej perspektywy patrzeć będziemy na to NASZE życie. Jestem absolutną optymistką, życie mnie tego poniekąd nauczyło. Co nie znaczy, że nie mam gorszych dni. Mam jak każdy z nas. Nie zawsze wszystko układa się tak jakbyśmy sobie tego życzyli, ale wyznaję zasadę, że szkoda czasu na użalanie się na sobą, na czarnowidztwo i zastanawianie się co by było gdyby. Życie jest piękne i krótkie, to od nas samych zależy jak je przeżyjemy. Dlatego żyjmy i dajmy żyć innym. A dla mnie najważniejsza jest RODZINA. Mój mąż i nasze córki. Ich szczęście i zdrowie.

Macierzyństwo jest moim spełnieniem. Bycie matką i panią domu, to coś co uwielbiam i jest dla mnie najcenniejsze. Cenniejsze niż kariera zawodowa. Ktoś mógłby powiedzieć: „wow” jesteś kurą domową. Tak, mogę być przysłowiową kurą domową, matką Polką, która z własnej woli zamknęła się w domu. Ale dla tych, których kocham najbardziej, jestem całym światem. Miłością pachnącą racuchami z jabłkami i gorącą czekoladą. Jestem szczęściarą. Czy byłabym szczęśliwsza gdybym poza domem piastowała stanowisko kierownika, dyrektora, wszechmocnego prezesa? Tego nie wiem, ale jedno wiem na pewno, że za żadne skarby świata nie zamieniłabym tego co mam. RODZINA, MIŁOŚĆ, ZAUFANIE, do tego te „różowe okulary” na mym nosie. To dla mnie połączenie idealne. I choć czasem spod tych okularów płynie łezka, to mam tu przy sobie specjalistów od ich osuszania i rozśmieszania, więc chwilo trwaj!

0
Search icon
rêver Sabina Hajdo – Piórek